Geoblog.pl    3p    Podróże    3xP - Pisa, Porto, Paris - 2011    Time to say goodbye
Zwiń mapę
2011
03
sie

Time to say goodbye

 
Francja
Francja, Paris
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3949 km
 
Ostatni dzien w Paryzu (bedacy jednoczesnie ostatnim zwiedzajacym dniem naszej wyprawy) przeznaczylysmy na pozegnalny spacer po centrum i wyprawe na zakupy. Ustalilismy, ze najlepszym wyjsciem bedzie ponowny podzial na grupy, przynajmniej jak chodzi o pierwszych pare godzin. Wujek z Bartkiem chcieli wyjechac na Wieze, co my zrobilysmy juz dwa dni temu, a my wolalysmy przetrzasnac okolice Chatelet w poszukiwaniu butow i bransoletki.

Moze wyjasnie - zalozylam sobie, ze jedyna rzecza, jaka koniecznie zakupie na tym wyjezdzie, beda ladne buty (w Polsce mamy takowych dotkliwy deficyt). Z kolei Weronika wpadla przed wyprawa na pomysl, ze z kazdego miejsca, jakie odwiedzimy, przywiezie sobie jakas bransoletke, co pozwoli jej na zgromadzenie pamiatkowej kolekcji. W miedzyczasie wpadlo nam do glowy miliard innych zakupowych marzen, ale to juz chyba kwestia estrogenu, ktory niestety nie ma wplywu na rozmnazenie pieniedzy.
W zwiazku z powyzszym Wujek wysadzil nas w poblizu Rue Rivoli, gdzie trafilam kiedys na pare fajnych sklepow z butami. Przeszlysmy cala niekonczaca sie ulice tam i z powrotem, jak sie potem okazalo - bezcelowo, bo wymarzone obcasy kupilam w ogolno swiatowej sieciowce, do ktorej weszlysmy na samym poczatku. Mniejsza o to; wazne, ze poki co jestem zadowolona :) Wracajac w strone Wiezy spotkalysmy ulubionych Indian Wujka, u ktorych Niunia kupila sobie ostatnia bransoletke do kolekcji. Cale spelnione ruszylysmy w pozegnalny, pieszy spacer po centrum, realizujac misternie uknuta intryge.

Na czym polega nasz zlowieszczy plan? W razie stracenia wszystkich zdjec - co jest bardzo prawdopodobne - nie mamy pamiatki z paru miejsc, a co za tym idzie, nie mamy czego wrzucic na strone. Od paru dni uwieczniamy wiec wszystko, co sie da, a poniewaz przechodzimy wciaz obok tych samych obiektow, odbudowalysmy juz wiekszosc francuskiej galerii. Dzisiaj, kiedy czekalysmy na Wujka, nasza determinacja osiagnela apogeum i drugi raz zwiedzilysmy Luwr. O dziwo poszlo nam tam calkiem szybko, bo pamietalysmy, gdzie isc. Reasumujac - zdjecia, ktore dodalysmy od wyjazdu z Porto do pierwszej wizyty w Notre Dame, moga sie troche nie zgadzac z opisana w notkach pogoda. Miejmy jednak nadzieje, ze nasza karta zmartwychwstanie i wszystko sie ulozy :)

Najpierw umowilismy sie obok tunelu, w ktorym zginela ksiezna Diana, ale kolejka do Wiezy byla tak dluga, ze ostatecznie doszlysmy do reszty od razu na Pola Marsowe. Mialo to swoje plusy, bo moglysmy osobiscie pozegnac sie z dzielem Eiffla. To, ile rzeczy zdazylysmy zrobic, zanim Wujek z Bartkiem wyjechali na gore, dobrze obrazuje dlugosc kolejek przy Wiezy. Kiedy wreszcie sie znalezlismy, bylo juz po 17, a my mielismy jeszcze w planach krotki wyjazd na wschod miasta, ktory zostawilysmy sobie na sam koniec. I - zgodnie ze starozytna zasada - nie wyszlysmy na tym dobrze; jak zwykle to, co na ostatku, nie moglo tak po prostu zostac zrealizowane. Chcialysmy zobaczyc legendarny cmentarz, Pere-Lachaise, gdzie lezy wiele slaw - od Morrisona, przez Apollinaire'a, az po Edith Piaf. Niestety spoznilismy sie niecala godzine i pocalowalismy klamke, zreszta podobnie, jak jakies panie kolo nas. Jedna z nich pocieszyla nas z usmiechem na twarzy, stwierdzajac, ze to dobry powod, zeby tu kiedys wrocic. Chcielismy jeszcze zahaczyc o Park Floral w rejonie Vincennes, zeby na sam koniec zazyc odrobiny relaksu, ale uroczy pan zamknal nam bramke przed nosem. Nie ruszylo go nawet moje urocze 'Are you serious?', pozostal nieczuly na nasze blagania i musielismy wypoczywac na lawce przed wejsciem do parku. Mimo tego bylo calkiem przyjemnie, ja napisalam pare zdan o wczorajszym dniu, a reszta lezala na wielofunkcyjnej chustce-kocu.

W domu zjedlismy ostatnie spaghetti, po czym musialam przystapic do rozwiazania malo przyjemnej kwestii, czyli do spakowania sie na powrot. Poki co moj plecak wazy 10,5kg, wiec nie ma tragedii, ale przybylo troche nielegalnych plynow. No nic, zobaczymy. Czesc rzeczy, ktora na pewno sie nie zmiesci, zabierze do Anglii Wujek, a o transport bedziemy sie martwic juz pozniej. W koncu nadbagaz i nieszkodliwy przemyt to dla nas nic nowego ;) Mam wylot o 9.30 rano, wiec przed poludniem bede juz w Krakowie. Wszystko, co dobre, dobrze sie konczy.. Juz tesknie za cala wyjazdowa atmosfera i tym, ze kazdy nastepny dzien stanowil wielka niewiadoma, ale tesknota do Polski jest jeszcze silniejsza. Weronika jedzie z tata i bratem do Londynu; wroci sama za pare dni, ale nasza wspolna, zaplanowana podroz konczy sie juz teraz. W najblizszym czasie pojawi sie jakies skromne podsumowanie. Dziekujemy za kazde wsparcie i wspolne podrozowanie, mozliwe dzieki potedze Internetu.

Do uslyszenia :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Agata
Agata - 2011-08-04 17:31
Ja dziękuję wam za wpisy,dzięki którym mogłam zobaczyć miejsca które odwiedzacie i wiedzieć, że wszystko jest OK.Internet i wspaniała blogerka to dobra rzecz.
 
Dziadek
Dziadek - 2011-08-05 09:33
Dzielne z Was dziewuszki...Dzięki za bloga, ale czekam na relację bezpośrednią -opowieści, slajdy, tak jak to u nas zwykle bywa. Do zobaczenia!
 
zula
zula - 2011-08-06 10:07
Dziękuję Wam także za wspólne wędrowania - powspominałam sobie moją pierwszą podróż do Paryża ...a było to chyba ze sto lat temu ! :) , Pozdrawiam i życzę kolejnych wyjazdów oraz opisów .
Oczywiście interesuje mnie czy udało się "przemycić płyny " na lotnisku .
Odpoczywajcie !!!
 
 
3p

R,W
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 71 komentarzy71 271 zdjęć271 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
19.07.2011 - 04.08.2011