Dzien dobry, piszemy z wysoko wyspecjalizowanej w pomocy biednym podroznikom. hinduskiej kafejki. Check-out poszedl sprawnie, ucieklysmy przed szponami nowych, wrogich wspollokatorek i udalo nam sie jeszcze zostawic w depozycie bagaze. O dziwo odzyskalam swoje 5€ za posciel, mimo, ze ktos mi ja rabnal pierwszego dnia. Nie ma tego zlego...
Ostatni dzien poswiecilysmy na leniwy spacer po miescie. Pozegnalysmy sie z Placem Cudow, gdzie mialysmy sporo zabawy z bankami mydlanymi i probowalysmy doopalac nasze ciala (obecnie opalone w patriotyczne, bialo-czerwone paski). Na wejscie na Wieze musialybysmy czekac do 16.40, co rownaloby sie zostaniu w Pizie na zawsze, dlatego mimo szczerych checi nie udalo nam sie tego zrealizowac. Teraz dodajemy zdjecia, przed nami jeszcze tylko obiad, odprawa i lot do Porto :) Podejrzewamy, ze tam dostep do internetu bedzie trudniejszy, wiec nie wiem, czy bede mogla pisac rownie czesto, jak do tej pory.
Arrivederci, Italia!
(Tesknimy.)