Gwoli scislosci - kolacja na Placu Dantego, na ktora wtedy pobieglysmy, byla przepyszna. Spacer nad brzegiem rzeki Arno wsrod pieknie oswietlonych kamienic pozostanie pewnie jednym z przyjemniejszych wspomnien z podrozy. Juz w pierwszy dzien zaliczylysmy zarowno wloskie spaghetti, jak i tradycyjna pizze. Spora niedogodnoscia okazuje sie placenie za service, wiec trzeba bedzie unikac nawet podrzednych restauracji (za polozenie serwetki ze sztuccami na stole potrafia wziac prawie tyle, co za obiad). Przestrzegamy.
Trzeci dzien podrozy przeznaczylysmy na wycieczke do Florencji. Doradzili nam to starsi i madrzejsi od nas - i rzeczywiscie - na dosc dokladne zobaczenie Pizy wystarczy 1 dzien, a my mamy jeszcze pozniej sporo czasu przed odlotem do Porto. Pociagi do Fierenze, a wlasciwie na stacje Santa Maria Novella (w samej Florencji sa trzy rozne stacje, wiec to dosc istotne, sprawdzic, gdzie sie wlasnie jedzie) odjezdzaja doslownie co moment. Ktos, kto wczesniej nie sprawdzi odjazdow, nie spedzi na dworcu wiecej niz 20 minut. Zreszta - nigdy nie widzialam tak czystego, bialego i zadbanego dworca, wiec chwila czekania to sama przyjemnosc. Bilety kasuje sie przed wejsciem do pociagu, o czym warto pamietac - na szczescie same na to wpadlysmy i przy drobnej konsultacji z tubylcami uniknelysmy mandatu. W ogole nie ma tutaj zadnego problemu z dogadaniem sie po angielsku. Co zastanawiajace, prawie kazdy zaczepiony na ulicy Wloch odpowie plynnie na zadane pytanie (z troche smiesznym akcentem, ale i tak brzmi to lepiej, niz polskie terty-tri), ale znajomosc jezykow nie jest oczywista.. w barach, lodziarniach i innych potencjalnie turystycznych miejscach. Zawsze pozostaje wtedy wzmozona gestykulacja. :)
Podroz z Pizy do Florencji zajmuje rowna godzine. Bylaby bardzo szybka i przyjemna, gdyby nie zasrubowane okna, ktorych nie dalo sie za nic otworzyc. Dworzec okazal sie byc duzo wiekszy niz w Pizie, z tymze wiekszy nie znaczy tutaj lepszy. Wszedzie biegaja tam ludzie, panuje denerwujacy chaos, jest miliard kolejek, nnawet na srodku plyty, a kazda w inna strone. Ludzie chyba sami nie bardzo wiedza za czym stoja. Mozna kupic bilety w automatach, dosc ociezalych i powolnych w obsludze, ale i tak bardziej oplaca sie stanac przy nich, niz w kilometrowych kolejkach do zwyklych kas. Nabylysmy najtanszy przewodnik, sprawdzilysmy powroty (rownie czeste, co przyjazdy, wiec nie kupowalysmy nawet biletu, zeby sie nie ograniczac) i udalysmy sie prosto w strone centrum.
Po drodze na Piazza del Duomo weszlysmy jeszcze do dwoch kosciolow. Jeden z nich byl bardzo efektowny (Santa Maria Novella, XIV-w. dzielo sztuki gotyckiej, nalezace do Dominikanow, od ktorego zostala nazwana stacja). Poniewaz czasem skutecznie wlacza nam sie tryb "oszczedzanie", widzac z daleka kase, a chcac tylko rzucic okiem na wnetrze swiatyni, sprytnie wymanewrowalysmy miedzy barierkami i zwyczajnie wkradlysmy sie do srodka. Potem przez chwile udawalysmy uczestnikow wycieczki, ale poniewaz przewodnik mowil po wlosku, nie wynioslysmy za wiele informacji. Kosciol jest duzo bardziej efektowny z zewnatrz, niz wewnatrz, ale zobaczylysmy pare ciekawych rozwiazan (olbrzymie, wielobarwne freski za oltarzem, czy tez obraz przedstawiajacy Dantego na tle miasta, ktorego reprodukcje zobaczymy potem w holu domu pisarza). Ciekawsza jest renesansowa fasada, ktora, jak sie uda, zobaczycie na zdjeciach (tak, wiemy, bez zdjec to nie to samo, ale nie urodzimy tego kabla - caly czas rozgladamy sie na boki i odpowiedniego sklepu ni hu hu. Tez nam przykro, uwierzcie). Drugi kosciol, S.M. Maggiore, nie wywarl na nas wrazenia.
Nie mozna tego powiedziec o najwiekszej atrakcji miasta, czyli olbrzymiej, wznoszacej sie nad miastem katedrze Santa Maria del Fiore. Wszystko ma poczatek gdzies w okolicach XIV wieku. Na malowniczym placu del Duomo (polaczonym z San Giovanni) poza katedra stoi jeszcze baptysterium, dzwonnica i muzeum. Wszedzie pieronskie, niekonczace sie kolejki, prawdziwe morze turystow i niepowtarzalna atmosfera. Wybieramy kolejke do katedry. Mila niespodzianka - idzie szybciej, niz sie spodziewalysmy, po pol godzinie jestesmy juz w srodku (moze dlatego, ze do niej nie trzeba zakupu biletow. co jest jeszcze milsza niespodzianka). Wewnatrz bardziej czuc atmosfere sakralna. Niunia musi obwiazac sie szczelnie swetrem, a glos idacy z glosnikow raz na jakis czas ucisza ruchliwe towarzystwo, szepcac "silencio". Po namysle stwierdzam, ze bardziej podobalo mi sie wnetrze Katedry w Pizie, z ta niepowtarzalna, mroczna atmosfera. Z kolei kosciol we Florencji po prostu powala zewnetrznymi zdobieniami. Krecimy sie jeszcze troche po Placu, podziwiamy znane Drzwi Raju i rozpoczynamy poszukiwania Dawida.
W tym celu nadkladamy sporo drogi - wybieramy sie na dlugi spacer na Piazza della SS. Annunziata, potem na Plac sw. Marka (gdzie stoi tez Kosciol jego imienia, ale nie wchodzimy juz do srodka) i dochodzimy wreszcie do muzeum Akademii Sztuk Pieknych. Jezeli ktos chcialby sie tam wybrac, wejscie jest od Via Ricasoli, co wcale nie jest takie oczywiste. Przy kasie dowiadujemy sie, ze wstep do muzeum (podobnie jak do Galerii Uffizi) kosztuje 15€. Wczesniej zapoznalam sie ze zbiorami muzeow - oczywiscie, ze sa imponujace, ale duzo bardziej przemawiaja do mnie te zgromadzone w Paryzu, zwlaszcza impresjonistyczne, a ogladanie jednej slynnej rzezby za 60 zl nie jest tez najwiekszym marzeniem Niuni, wiec rezygnujemy. Udajemy sie na poszukiwania alternatywnego Dawida, a znajdujemy takich trzech, wiec suma sumarum jestesmy z siebie zadowolone. Mamy jeszcze w planach spacer wzdluz miasta, przejscie nad rzeka Arno i trafienie na punkt widokowy, co goraco polecala mi mama. Po drodze jemy obiad i przygladamy sie napotkanym zabytkom. Kolejne koscioly, Bargello, wieza Badia Fiorentina. Zbaczamy na chwile z trasy, zeby zobaczyc dom Dantego - stoi tam teraz muzeum. Przed wejsciem znajduje sie duza tablica, a na niej drobnym makiem wypisany jest tekst Boskiej Komedii. Zastanawia mnie, czy zmiescil sie tam caly, czy tylko we fragmentach.. Przechodzimy jeszcze kolo Galerii Uffizi (przed wejsciem kopia Dawida, wokol bardzo ladny plac, a sam budynek obecnie w mniej estetycznym remoncie) i dochodzimy do mostu, ktory przeprowadzi nas na druga strone rzeki. O moscie niewiele moge powiedziec bez pomocy zdjec - po prostu trzeba by go zobaczyc. Wzdluz niego rozstawione sa stoiska ze zlota bizuteria, wiec na nasz uzytek ochrzcilysmy go Zlotym.
O droge na punkt widokowy pytamy mundurowego, okazuje sie, ze przy naszym stopniu zmeczenia to dosc daleko. Nie poddajemy sie jednak, idziemy wzdluz rzeki az do wiezy na Piazza Pogi, a tam wspinamy sie do gory az na Plac Michała Anioła. Troche umieramy, ale bylo warto. Rozciaga sie stamtad imponujaca panorama; ponad dachami widac poszczegolne obiekty, ktore moglysmy widziec z bliska. Kopula Katedry pieknie odbija sie w sloncu.
W ramach odprezenia wyjmujemy mape - zaznaczam na niej nasza dzisiejsza trase. Wtedy juz widac, czemu bola nas nogi (dwa dni chodzenia bez przerwy w sloncu daly o sobie znac). Odpoczywamy wiec na lawce, planujac lenistwo na portugalskiej plazy. Na srodku placu stoi kolejny, ogromny pomnik Dawida (niebieski!), wiec robimy sobie zdjecia, zeby nie bylo. Trzeba juz wracac, zeby zdazyc na w miare logiczne polaczenie do Pizy. Wracamy wiec.
Chaos na dworcu nie zmniejszyl sie ani troche, same blokujemy kolejke probujac bezskutecznie kupic bilet w automacie obslugujacym tylko karty. Przenosimy sie na taki przyjmujacy gotowke i wykorzystujemy jeszcze zamieszanie, wlamujac sie (to juz dzisiaj drugi raz!) do platnej lazienki na jednym karnecie. Dodajmy, ze wymagalo to sprytu i koordynacji ruchow, bo to nie polskie lazienki z babcia klozetowa, tylko czysta technika. :D Jedziemy pociagiem o 19:28, godzine pozniej jestesmy w domu, rzucamy sie na lozka i saczymy wode tudziez cole, zmeczone, ale szczesliwe. Jutro wczesna pobudka, musimy sie ogarnac, dodac wpis i wymeldowac o 11, a przed 18 mamy samolot. Nie mamy jeszcze pomyslu na to, co zrobic z bagazami (ani z soba), ale wyjdzie w praniu.
Portugalio, nadchodzimy.
:D